„Sznur wozów leniwie toczy się leśną drogą. Jedziemy tak już prawie dwie godziny. Wujo poprosił mnie, żebym go zastąpił, bo złapał jakąś dodatkową robotę na Woli. „Tylko ten jeden raz Zdzisiu” mówił. No zgodziłem się, choć bardzo niechętnie. Nie cierpię robić dla tych szwabów. Ponadto, nie za bardzo lubię konie, a tu koń, ja i wóz to jedno. Sroka to dobra klaczka. Nawet nie musiałem nic do niej mówić. Żydki załadowali do pełna wóz cegłami ze zniszczonego getta, a ona sama ruszyła i ciągnie spokojnie, choć ciężar jest nie lada. Wie dokładnie gdzie iść. Wujo robi tu już dwa miesiące. Takich ekip jak my jest chyba kilkadziesiąt. Mijam pierwszych żydów budujących tu z tych gruzów drogę dla Niemców. Podobno prowadzi ona do starych bunkrów i musi być solidna, bo będą nią jeździły ciężarówki z amunicją a może nawet czołgi. Mijam po lewej stronie ciało brodatego żyda. Ktoś mocno przyłożył mu w głowę i się już nie podniósł. Typowy obraz. Czy to Warszawa, czy inne miasto wszędzie szkopy zaganiają do roboty żydów i za byle co kula w łeb. Niedaleko stąd jest Otwock, a tam żydów całe mnóstwo to i siła robocza dla szkopów łatwo dostępna.
Konwój zatrzymał się. Trzaskają bicze. Krzyki Niemców zaganiają wyczerpanych robotników do rozładunku. Kilkanaście par wychudzonych rąk wymiata szybko cały ładunek na ziemię. Inne ręce już łapią cegły i noszą na miejsce ich spoczynku. Tak jak na miejsce wiecznego spoczynku poszli mieszkańcy tych domów, z których pochodzą. Wozacy siedzą i czekają na koniec rozładunku, żeby jak najszybciej odjechać z tego koszmarnego miejsca.
Powietrze pięknie pachnie sosną. Zszedłem z kozła, poklepałem Srokę, wyciągnąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem. Nagle zbliżył się do mnie mężczyzna o wychudzonej, pokrytej zarostem i pooranej zmarszczkami twarzy. Miał nie więcej lat ode mnie, ale wyglądał jakby nosił bagaż doświadczeń z tysiąclecia. Czarne oczy jarzyły mu się chorobliwym blaskiem.
- Daj zapalić – powiedział. Sięgnąłem odruchowo ręką do kieszeni, wyjąłem prawie opróżnioną paczkę szwabskich fajek. Chciwie wyszarpnął jednego papierosa, włożył go do spękanych ust. Sięgnąłem po zapałki, ale w tej chwili suchy, głośny trzask strzału odbił się od ściany lasu i przebiegł wzdłuż szeregu wozów. Żyd osunął się na kolana. Jego koszula na piersi zrobiła się mokra od krwi. Upadł na twarz. W ostatnim odruchu odwrócił głowę na bok. Papieros tkwił mocno w jego zaciśniętych ustach. Wokół piach zmieniał barwę. Stawał się czerwony jak droga, która powstawała z gruzów i nieszczęścia tych, którzy ją budowali.
- Jesteś tu nowy – jakiś głos łamanym polskim zmusił mnie do oderwania oczu od tej makabrycznej sceny. Esesman stał z jeszcze dymiącym pistoletem od niechcenia zwróconym lufą w moją stronę.
- Tak, w jednodniowym zastępstwie – odpowiedziałem ledwo poznając swój głos.
- Raus! Odjeżdżać! – krzyknął Pan życia i śmierci w czarnym mundurze z trupią czaszką na czapce. Rzuciłem się na kozioł i zacząłem okładać konia batem. Sroka szarpnęła jakby z niedowierzaniem i z miejsca ruszyła kłusem omijając wszystkie zaprzęgi i mknąc z powrotem do Warszawy. Kątem oka zobaczyłem, że inni wozacy nawracają i ruszają za mną, a niemieccy żołdacy krzywią gęby w szyderczym uśmiechu.
Nigdy tam już nie wróciłem. Część mnie umarła wtedy razem z tym mężczyzną. Bałem się, że jeśli znowu tam stanę, suchy trzask wystrzału zabije we mnie tą drugą część, która jeszcze mi została."
Zawsze kiedy idę tą drogą na grzyby, czy jadę rowerem stają mi przed oczami takie obrazy jak ten opisany powyżej. I chociaż wiem, że jest bardzo dużo innych miejsc w których ginęli ludzie podczas 2 wojny światowej, są obozy śmierci, ściany gdzie rozstrzelano setki Polaków, to ta droga jest tu i teraz. Czasem aż boję się stanąć na te zwietrzałe cegły, które ktoś ułożył nierzadko kończąc swoją pracę śmiercią. Materiał, którego użyto do budowy też niesie ze sobą ładunek strachu i cierpienia. I choć co do jego pochodzenia informacje są sprzeczne, bo jedni mówią, że pochodził z gruzów budynków zniszczonych podczas zdobywania Warszawy przez Niemców (zniszczeniu uległo wtedy ok. 15% miasta), a drogę wybudowano w 1941 r., inni, że ze zniszczonych później domów, a droga powstała w 1944 r. to do mnie przemawia bardziej historia, którą powtarzają miejscowi, że są to ruiny Getta Warszawskiego. A stąpać po tych ruinach to prawie tak jak chodzić po nagrobkach cmentarza.
Droga ta powstała jako jedna z sieci dróg rokadowych, które miały umożliwiać dostęp ciężkiego sprzętu wojskowego do kilkudziesięciu bunkrów stanowiących tzw. Przedmoście Warszawa. Przedmoście Warszawskie lub Przedmoście Warszawa (niem. Brückenkopf Warschau) jest to linia fortyfikacji i umocnień ciągnąca się od Ryni nad Narwią, przez Strugę, Zielonkę, Starą Miłosną, Wiązownę i Józefów aż do Wisły. Pierwsze prace rozpoczęły się w 1915 roku – od tego czasu fortyfikacje były wielokrotnie przebudowywane, aż do roku 1944. Obecnie większość fortyfikacji jest zniszczona, niektóre częściowo zasypane. Nasza Czerwona Droga biegnie właśnie do jednego z kompleksu bunkrów umiejscowionych na Dąbrowieckiej Górze, piaszczystym wzniesieniu niedaleko Otwocka. Znajduje się tam:
-żelbetowy schron obserwacji artylerii Regelbau 120a
Schron obserwatora artylerii z kopułą pancerną i kazamatą flankującą dla jednego karabinu maszynowego. Jeden z najcięższych obiektów wybudowanych przez Niemców na Przedmościu Warszawskim. Grubość jego żelbetowych ścian i stropu wzmocnionego stalowymi dwuteownikami wynosiła 2 m. Pomieszczenia schronu to: przedsionek, śluza gazowa, kazamata flankująca wejście, pomieszczenie załogi, pomieszczenie oficerskie, pomieszczenie gospodarcze, pokój map, oraz pomieszczenie obserwatora artylerii (kopuła z peryskopem). Obiekt posiadał dwie strzelnice osłonięte stalowymi płytami. Pierwsza znajdowała się w kazamacie flankującej, z której można było ostrzeliwać najbliższe zapole schronu, stosowano równolegle płyty dwóch typów: 483P02 (Dąbrowiecka Góra, Góraszka, Pohulanka), 422P01 (Dąbkowizna), płytę chroniło stopniowanie przeciw rykoszetowe. Druga płyta stalowa typu 57P8 znajdowała się w strzelnicy obrony wejścia na wprost kraty przeciw szturmowej. Dwudzielne drzwi stalowe typu 434p01 umieszczono za załomem wejścia w przedsionku by ochronić je przed bezpośrednim trafieniem środków p-panc nacierających.
Dostęp do nich utrudniała krata przeciw szturmowa typu 491p01 mniej podatna na trafienia pocisków p-panc. Głównym elementem pancernym była zamontowana w stropie pancerna kopuła obserwacyjna typu 441P01 o średnicy 1,5 m i grubości pancerza 250 mm. Wyposażona w cztery otwory na peryskopy boczne (PzBF8) oraz górny otwór dla głównego obrotowego peryskopu (PzBF2). Obserwator znajdujący się w kopule miał bezpośrednią łączność ze znajdującym się obok pomieszczeniem dla map, tam znajdowała się centrala kierowania ogniem artylerii. Dodatkowe wyposażenie schronu składało się z piecyka węglowego, 3 filtro-wentylatorów powietrza i dziewięciu prycz dla załogi. Pomiędzy pomieszczeniami znajdowały się stalowe, gazoszczelne drzwi 19p7 lub przesuwne 26p8, w kazamacie flankującej znajdowało się wyjście ewakuacyjne chronione drzwiami gazoszczelnymi typu 410P9. Wszystkie zewnętrzne elementy schronu były pokryte piaskowo brązowym kamuflażem i siatkami maskującymi.
-żelbetowy schron bojowy broni maszynowej do ognia bocznego Regelbau 514
To bojowy schron broni maszynowej do ognia bocznego. Pomieszczenia wewnętrzne to: przedsionek, śluza gazowa, izba załogi, pomieszczenie obserwatora piechoty wraz z peryskopem i strzelnica obrony wejścia, pełniące również rolę głównego ciągu komunikacyjnego między izbą załogi a kazamatą bojową, w której zamontowano strzelnicę umiejscowioną w masywnej pancernej płycie 78P9 (wmontowana w ścianę kazamaty bojowej. Miała ona wymiary 3,8 × 3 m, grubość 200 mm i masę 18 ton. Od wewnętrznej strony płyty dostawione było jarzmo kuliste lawety wz34 w którym znajdowała się lufa środka ogniowego - ciężki karabin maszynowy MG34). Celowanie i obserwacje (oprócz celownika PzF1 zamontowanego i zgranego z bronią) uzupełniały dwa przezierniki PZBF9 identycznej konstrukcji jak stosowane w kopułach pancernych, tyle że dla cieńszego o 5cm pancerza (utwardzane pancerze walcowane wymagały mniejszej grubości niż odlewy). Wewnątrz obiektu przewidziano prycze dla sześcioosobowej załogi. Na wyposażenie schronu składały się również: 2 filtro-wentylatory powietrza (HES1,2), peryskop umieszczony w stropie SR 9 oraz piecyk węglowy. Druga strzelnica wewnętrzna typu 422P01 w pomieszczeniu obserwatora osłaniała kratę przeciw szturmową. Pomiędzy pomieszczeniami znajdowały się drzwi gazoszczelne, zaś wejście zabezpieczała przeciw szturmowa krata typu 491P2 i dwudzielne drzwi stalowe 434P01 umieszczone za załomem chroniącym je przed środkami p-panc. Łączność głosowa wewnątrz obiektu odbywała się za pomocą rur głosowych. Obserwacje przedpola ułatwiał także zamontowany w stropie obiektu wysuwany peryskop SR9. Dodatkowym elementem zabezpieczającym przed wtargnięciem nieprzyjaciela do schronu była powszechnie montowana krata przeciw szturmowa. Niektóre schrony tego typu posiadały wbudowane w przedsionku wyjście ewakuacyjne (w obiektach, które je posiadały - schron z Dąbrowieckiej Góry wyjścia ewakuacyjnego nie posiada). Chroniły je wówczas drzwi gazoszczelne typu 410P9, podwójna zapora z dwuteowników, pojedyncza ścianka z cegły oraz kilka metrów sześciennych żwiru w szybie prowadzącym na strop (zabezpieczało to szyb przed zgnieceniem przez wybuchy pocisków artyleryjskich oraz uniemożliwiało wtargniecie do schronu). Na zewnątrz, wszystkie widoczne fragmenty schronu pokryte były kamuflażem, a całość dodatkowo nakrywała siatka maskująca.
-rów przeciwczołgowy na przedpolu punktu oporu
-fragmenty umocnień ziemnych w bezpośredniej bliskości schronów
Bunkry nie niosą dla mnie takiego ładunku emocji jak Czerwona Droga. Kiedy nią idę zawsze zastanawiam się, czy ten czerwony kolor to tylko cegła, czy może krew jej budowniczych rozrzedzona potem i łzami. Każdy z nas ma takie miejsca, gdzie dostaje gęsiej skórki. Niektóre kojarzą się z przeżyciem pięknych chwil, inne ze smutkiem, a jeszcze inne z ważnymi wydarzeniami. Myślę, że każdy również zna i odwiedza miejsca związane z naszą tragiczną historią, z wojną. Staje wtedy w miejscu i czuje jak energia dawnych lat przelewa się przez niego. Odbiera wibracje minionych zdarzeń, wstrząsy zła i śmierci. Nie wiem jak Wy, ale ja tak mam. I kiedy idę lub jadę Czerwoną Drogą, staram się zawsze poruszać poboczem, żeby nie budzić tych, którzy zostawili tu swoje cierpienia. Żeby nie urazić tych, dla których była to już ostatnia droga. Żeby okazać im cześć i szacunek.